przydażyła mi sie niezła przygoda...mianowicie odpaliłem samochod przejechałem ok 60 kilometrów ...zatrzymałem sie na zajeździe ponieważ pasażer miał potrzeby ... zgasiłem silnik i pojawiły sie problemy.... chce odpalic samochod przekrecam kluczyk w stacyjce zeby właczyc zapłon a tam nic sie nie dzieje .... zadnej kontrolki .... mowie przekrece dalej moze bezpiecznik od deski trzasnoł a samochod odpali .... przekrecam kluczyk a tu nic i jak puściłem zeby sobie odpił (tak jak bym go normalnie odpalał) pojawiły sie kontrolki na desce ... no to mowie jeszcze raz ... przekrecam dalej i wszystko gaśnie... jak sie cosnie kluczyk to sie świeca .... no to zaczynam sprawdzac ..... pierwszy poszedł akus ... lekkie zwarcie trzepie jak głupi czyli jest dobry .... no to lece w rozrusznik bo wiadomo kabelki lubia przyśniedziec
oczyściłem dalej nic.... z akumulatora na krótko podpiełem sie zeby dostał prąd na zapłon i wsunełem kostke na cewke z tym kablem.. i dalej nic .... zadzwoniłem zeby mnie ściagneli.... ale pomyślałem ze pociagne go kawałek i jak mam właczony zapłon to powinien odpalic .... i tez odpalił ... tylko ze jak go zgasiłem to znow to samo.... zajechałem podenerwowany do domu wysadziłem kogo miałem ...jade na warsztat i sie okazało ze poszłą kostka od stacyjki ... oczywiście zebym mogl normalnie sie poruszac przymocowałem sobie kabelek i odpalał na tak zwane KABELKI działo sie to wszystko w astrze F ... koszt nowej kostki od daewo nexia(w sklepie odrazu powiedzieli ze maja takie jak opel) orginał (podobno) 39zł i wystarczy tylko zdjac dolny plastik od osłony kierownicy malutki płaskim śrugokręcikiem wykrecic 2 polce trzymajace ta kostke i po kłopocie
płaciłem za nią 20zł w intercarsie